Dr Ewa Kaniowska: Są zasady, brakuje konsekwencji

Dr Ewa Kaniowska
O totalnej dezinformacji, potrzebie edukacji, porządkowaniu rynku i przyszłości medycyny estetycznej mówi doktor Ewa Kaniowska, Prezes Stowarzyszenia Lekarzy Dermatologów Estetycznych

Jest pani zadowolona z regulacji dotyczących wyrobów medycznych, które obowiązują w Polsce od roku?
Sama ustawa o wyrobach medycznych to krok w dobrym kierunku, tym bardziej, że stanowi obowiązkową implementację prawa europejskiego. Ale nadal jesteśmy krajem, w którym tak ważna kwestia jak leczenie ludzi i wykonywanie zabiegów medycyny estetycznej realnie nie podlega skutecznemu nadzorowi. Tak naprawdę obowiązuje ciągle zasada: róbcie co chcecie. Co z tego, że na opakowaniu produktu jest informacja, że to wyrób medyczny klasy III, do użytku dla lekarza-profesjonalisty, skoro za profesjonalistę uważa się dzisiaj każdy.
Dlaczego tak się dzieje?
Bo mamy ciągle mnóstwo spraw do uporządkowania. Pierwsza z brzegu – setki ogłoszeń o szkołach, kursach i szkoleniach z medycyny estetycznej proponowanych przez przypadkowe osoby, np. stylistę, który założył i od roku prowadzi szkołę medycyny estetycznej. Albo poszukiwanie modelek na zajęcia praktyczne podczas takich szkoleń. Czyli na wykonywanie zabiegów przez nie wiadomo kogo! A wie pan kto daje takie ogłoszenia? Najczęściej osoby, które ukończyły podobne kursy, zrobiły trochę zabiegów i czują się upoważnione by szkolić innych, wydawać „certyfikaty” pozornie upoważniające do robienia zabiegów medycznych i dające złudne poczucie bezpieczeństwa osobom wykonującym te zabiegi, że mają do tego uprawnienia.
Organizatorzy kursów często piszą, że absolwenci „otrzymują zaświadczenia MEN”. Tymczasem ministerstwo wydało stanowcze oświadczenie, że nie autoryzuje tego typu działalności szkoleniowej, a zaświadczenie od organizatora potwierdza jedynie fakt odbycia kursu, a nie zakres wiedzy i umiejętności. I nie jest żadnym formalnym upoważnieniem do czegokolwiek, szczególnie w zakresie ingerowania w ludzkie ciało.
I ludzie się na to nabierają? Leczą u takich fachowców?
Oczywiście! Na przykład u pana, który do niedawna był handlowcem, ale właśnie poczuł zew, otwiera gabinet i będzie robił zabiegi. Albo inny pan, który prowadził bar sushi, a teraz wstrzykuje ludziom implanty, czy też trener personalny, który „poszerzył” swoją działalność o wykonywanie zabiegów estetycznych. To są prawdziwe historie! Można to odnaleźć w internecie. To pokłosie tej totalnej dezinformacji z którą mamy do czynienia. Z badań wynika, że jedynie jedna trzecia osób które robiły lub chcą zrobić zabieg z zakresu medycyny estetycznej wie, że powinien wykonać go lekarz. A przecież zazwyczaj jest to poważna ingerencja w organizm! Nie bez powodu mówimy tu o medycynie estetycznej, a nie o zabiegu upiększającym. Medycyna estetyczna to jedyna dziedzina medycyny, której wykonywania podejmują się przypadkowe osoby!
W słynnej już sprawie powikłań po wstrzyknięciu aquafilingu (preparat do modelowania ciała) Sąd Najwyższy uznał, że zabiegi medycyny estetycznej są świadczeniami zdrowotnymi.
To wydaje się oczywiste, bo są to procedury w różnym stopniu ingerujące w organizm, obarczone ryzykiem powikłań, utraty zdrowia, a nawet śmierci.
Nie bez powodu lekarze mają ustawowy obowiązek raportowania przypadków powikłań do producenta i odpowiednich urzędów. Na różnych spotkaniach eksperckich ciągle pytają nas o ilość powikłań. Ale jak tu oceniać ilość powikłań jeśli jedynie jedna trzecia zabiegów medycyny estetycznej wykonywana jest przez lekarzy? O pozostałych siedemdziesięciu procentach dowiadujemy się, jeśli osoba poszkodowana zwróci się o pomoc, a tyczy się to z reguły poważniejszych powikłań. Są także powikłania związane z odczynowością skóry, które mogą się samoistnie wyciszać. Takie odczyny są jednak bardzo istotne z punktu widzenia lekarza i producenta produktu. Są one sygnałem do ewentualnej zmiany składu danego preparatu. Tak jak ma to miejsce w przypadku leków.
To zdaje się kolejny problem. Jak pomóc, jeśli nie wiemy co było podane?
Ja ostatni głośno mówię: my lekarze możemy tylko wyjaśniać, edukować. Nie jesteśmy od tego, żeby komukolwiek czegokolwiek zabraniać. Jeśli ktoś wiedział na co się decyduje, ryzykował – jego sprawa. Ale co z tymi, którzy nie wiedzieli?
Ilość osób pokrzywdzonych, które lądują na SOR-ach i coraz częściej są stamtąd odsyłane, które szukają pomocy, proszą na grupach internetowych o kontakt do „dobrego lekarza”, który pomoże w przypadku powikłania, zastraszająco rośnie. Sprawy są już tak poważne, że coraz częściej mamy problem by pomóc. To już nie tylko kwestia źle podanego kwasu hialuronowego, ropni, czy ziarniniaków, ale coraz częstsze powikłania immunologiczne, zmiany w tkankach, które są opisywane histologicznie.
Skąd to się bierze?
Te zabiegi nie dotyczą już tylko skóry. Ludziom podaje się różne substancje, koktajle niewiadomego pochodzenia i składu. A organizmy, często rozregulowane, także po covidzie, reagują różnie. Nie-lekarze coraz częściej aplikują leki. Przecież toksyna botulinowa, hialuronidaza, sterydy którymi ostrzykuje się nosy, to wszystko są leki. Aplikowane bez nadzoru i świadomości konsekwencji. Po obu stronach – zarówno po stronie osoby wykonującej zabieg, jak i tej, która mu się poddaje.
No dobrze, ale ktoś uczy wykonywania tych zabiegów. Zdaje się, że często także lekarze.
To poważny problem. Obowiązuje uchwała Naczelnej Rady Lekarskiej zabraniająca lekarzom szkolenia osób bez wykształcenia medycznego z takich zabiegów. Ale oczywiście takie szkolenia ciągle się odbywają. Myślę, że już niedługo te sprawy zaczną trafiać do rzeczników dyscypliny zawodowej i będą wyciągane konsekwencje, a wszystko w imię bezpieczeństwa pacjentów.
Podobnie rzecz ma się z nielegalnym odsprzedawaniem przez lekarzy leków, choćby toksyny, czy wykorzystywaniem preparatów dystrybuowanych nie przez oficjalnych przedstawicieli firm, tylko kupowanych np. w internecie. Bo nie możemy wówczas być pewni ich pochodzenia, składu i profilu bezpieczeństwa. Nie ma też pewności właściwych warunków ich dystrybucji. Niektóre preparaty wymagają zastosowania tzw. „zimnego łańcucha” dostawy. Wysyłanie produktów np. do paczkomatów, gdzie narażone są na niestbilną temperaturę, może skutkować zmianą ich właściwości.
A co ze współpracą z kosmetologami? Przecież lekarze nie chcą wykonywać wielu procedur, choćby osławionej epilacji.
Bardzo chcemy współpracy ze środowiskiem kosmetycznym, unormowania zasad wykonywania określonych zabiegów. Istnieje wiele popularnych procedur medycyny estetycznej, które pod nadzorem lekarza może wykonać kosmetolog.
Uważamy też, że kosmetolog może pracować na urządzeniach, które są zarejestrowane jako medyczne, ale powinno się to odbywać na zlecenie i pod kontrolą lekarza. Każdy zabieg musi być poprzedzony wywiadem lekarskim. Pacjent podaje tam dane wrażliwe, a lekarza obowiązuje tajemnica lekarska oraz przepisy RODO. Podam panu taki przykład. Banalne usuwanie owłosienia okolic intymnych. Do epilacji kosmetyczka użyła lasera o parametrach medycznych. Klientka doznała poparzenia sromu, łechtaczki, odbytu. Jeździła po całej Polsce, nikt nie chciał się nią zająć. A do mnie trafiła niedawno pani po karboksyterapii. Nieodpowiednie parametry zabiegu sprawiły, że doszło do porozrywania poduszek tłuszczowych w okolicy oka. Nie ma odpowiedzialnych, nikt nie chce pomóc, a omal nie doszło do jaskry.
Gdyby te zabiegi, wykonywane urządzeniami medycznymi, były nadzorowane przez lekarza, to on musiałby wziąć odpowiedzialność za skutki i wdrożyć procedury ratunkowe. Bo powikłania zawsze mogą się zdarzyć. Ale muszą być bezpieczne protokoły działania w takich sytuacjach.
To jak je stworzyć?
Wiele zostało już zrobione. Przecież prawo od dawna reguluje takie kwestie jak to, kto może podawać leki, kto i kiedy może robić zastrzyki, kto może pobierać krew i robić transfuzje. To wszystko jest jasne. Potrzebny jest tu lekarz, który skończył studia, odbył staż, zdał bardzo trudny egzamin państwowy i dostał uprawnienia zwane Prawem Wykonywania Zawodu. To tak, jak z jazdą samochodem – potrafimy jeździć, ale musimy mieć też prawo jazdy.
Mamy już także definicję medycyny estetycznej uznawanej za świadczenie zdrowotne. Mamy umiejętność lekarską „medycyna estetyczna i naprawcza”, mamy projekt wykazu zabiegów, które mogą być wykonywane jedynie przez lekarzy. Teraz czas to wszystko połączyć i uporządkować. Bo jeśli szybko tego nie zrobimy, to spotkamy się z poważnymi  problemami, z którymi także my, lekarze, nie będziemy mogli sobie poradzić.
Kiedy nastąpi to porządkowanie?
Nie jestem w stanie podać żadnego terminu. Ale zrozumienie problemu, nastawienie wielu środowisk – Naczelnej Rady Lekarskiej, ministerstwa, prawników, jest bardzo dobre. Ja uczestniczę w tym procesie już kilkanaście lat i wiem ile wysiłku trzeba było, by same władze lekarskie uznały medycynę estetyczna za medycynę, by znaleźć zrozumienie u przedstawicieli władz państwowych. Dzisiaj wszystkie te kamienie milowe już są. Trzeba tylko domknąć system i stworzyć bezpieczne ramy funkcjonowania tej dziedziny medycyny. W trosce o bezpieczeństwo pacjentów i nas wszystkich.
Rozmawiał: Wieńczysław Zaczek
Dr n. med. Ewa Kaniowska – dermatolog, Prezes Stowarzyszenia Dermatologów Estetycznych, od lat zaangażowana w działania na rzecz normalizacji funkcjonowania medycyny estetycznej.
UCHWAŁA Nr 3/22/VIII  NACZELNEJ RADY LEKARSKIEJ 
z dnia 28 stycznia 2022 r. 
w sprawie obowiązków lekarzy i lekarzy dentystów uczestniczących w szkoleniach w roli wykładowcy 
Na podstawie art. 5 pkt 2 i 14 oraz art. 39 ust. 1 pkt 1, 2 i 3 ustawy z dnia 2 grudnia 2009 r. o izbach lekarskich (Dz. U. z 2021 r. poz. 1342), uchwala się, co następuje:
§ 1.
1. Lekarz, lekarz dentysta nie może uczestniczyć w roli wykładowcy w praktycznych szkoleniach dotyczących udzielania świadczeń zdrowotnych lub wykonywania procedur medycznych, jeśli uczestnikami takiego zdarzenia mają być osoby niemające uprawnień do udzielania świadczeń lub wykonywania procedur medycznych, będących przedmiotem szkolenia, z zastrzeżeniem ust. 2.
2. Zakaz, o którym mowa w ust. 1 nie dotyczy udziału lekarza i lekarza dentysty w roli wykładowcy w ramach:
a. szkolenia przeddyplomowego i podyplomowego zawodów medycznych,
b. kursów pomocy przedmedycznej oraz
c. szkoleń, w ramach których ogólny opis procedur i świadczeń, o których mowa w ust. 1 jest elementem wzbogacającym efekty kształcenia w zawodach niemedycznych lub wykładów, których tematem jest zaznajomienie słuchaczy ze zdobyczami nauk medycznych.
§ 2.
Zakaz, o którym mowa w § 1 istnieje niezależnie od trybu szkolenia i podmiotu będącego jego organizatorem.
§ 3.
Lekarz, lekarz dentysta ma prawo zwrócić się do okręgowej rady lekarskiej, której jest członkiem lub na terenie której ma dojść do szkolenia o którym mowa w § 1, albo do Naczelnej Rady Lekarskiej, o wyjaśnienie wątpliwości co do uprawnień poszczególnych grup zawodowych do udzielania świadczeń zdrowotnych lub wykonywania procedur medycznych.
§ 4.
Uchwała wchodzi w życie z dniem jej podpisania.
Sekretarz                          Prezes
Marek Jodłowski              Andrzej Matyja

Nie ma „kursów z zaświadczeniem MEN”
Jak informuje Ministerstwo Edukacji i Nauki, docierają do niego sygnały o kursach oferowanych na portalach internetowych, których organizatorzy zapewniają o otrzymaniu „zaświadczenia na druku MEN/MEiN” potwierdzającego kwalifikacje zawodowe. „Informacje te są nieprawdziwe i nie znajdują uzasadnienia w obowiązujących przepisach” – podkreśla Resort w komunikacie opublikowanym na swojej stronie internetowej.
MEiN wyjaśnia, że w polskim porządku prawnym nie występują pojęcia „druk MEN/MEiN”, „zaświadczenie na druku MEN/MEiN”, „certyfikat MEN/MEiN”.
„W aktualnym stanie prawnym nie ma regulacji uprawniających placówkę kształcenia ustawicznego do wydawania „certyfikatu” lub „legitymacji”, jak również nie ma podstaw formalnych i faktycznych uzasadniających twierdzenie, że zaświadczenie o ukończeniu kursu jest wydawane na druku MEN/MEiN” – informuje Resort. Zaznacza, że dokumenty wydawane po ukończeniu kształcenia prowadzonego w formach pozaszkolnych (na kursach) nie mają statusu dokumentów potwierdzających kwalifikacje zawodowe. „Zaświadczenie o ukończeniu kursu jest wydawane przez organizatora kursu i potwierdza wyłącznie uczestnictwo w danym kursie, nie zaświadcza natomiast o uzyskanych efektach kształcenia i kwalifikacjach” – podkreśla MEiN.