Prof. Barbara Zegarska mówi o bałaganie w obszarze medycyny estetycznej, zmianie oczekiwań pacjentów i rosnących możliwościach wydłużania życia.
Z prof. dr hab. n. med. Barbarą Zegarską, Przewodniczącą Sekcji Medycyny Estetycznej Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego, rozmawia Wieńczysław Zaczek
Podobno maleje zainteresowanie medycyną estetyczną, spada ilość zabiegów. Odczuwa pani ten trend?
Rzeczywiście, spada ilość zabiegów z użyciem wypełniaczy. Pacjenci odchodzą od ostrzykiwania skóry olbrzymią ilością kwasu hialuronowego.
Ja akurat takich pacjentów nigdy nie miałam, bo moi wiedzą, że jestem przeciwna robieniu sztucznych twarz, takiej Pyzy na polskich drogach, czy wielorybich ust. Myślę, że medycynę estetyczną wymyślono po to, by niwelować skutki starzenia, uzupełniać braki, a nie przemodelowywać ciało.
Jako dermatolog uważam, że trzeba dbać o jakość całej skóry, a nie tylko pompować tkanki. Dla ładnego wyglądu ważny jest stan naskórka, skóry właściwej, no i oczywiście także tkanek podskórnych. Ale to powinno być podejście całościowe, protokół długofalowego postępowania, zależny od pory roku.
A jeśli chodzi o trendy, to widać rosnące zainteresowanie terapiami pobudzającymi organizm, biostmulatorami, zabiegami przeciwstarzeniowymi. Coraz więcej pacjentek ma świadomość, że można stosować mniej makijażu, a mimo to wyglądać młodo i ładnie.
Słyszę jednak głosy lekarzy, że mają coraz mniej pacjentów.
Nie zauważam spadku ilości pacjentów. Ale ja jestem nie tylko lekarzem medycyny estetycznej, lecz przede wszystkim dermatologiem i alergologiem. Leczę od ponad czterdziestu lat i mam dość wypełniony kalendarz wizyt.
Być może koledzy którzy zajmują się jedynie zabiegami estetycznymi, i to często w niepełnym wymiarze, odczuwają mniejsze zainteresowanie swoimi usługami. Jeśli ktoś oferuje tylko proste procedury estetyczne, bez diagnozy całościowego stanu pacjenta i propozycji kompleksowego leczenia, może zauważać odpływ pacjentów, którzy wolą szybko poprawić urodę gdzieś indziej, niekoniecznie u lekarza.
Czy, mimo to, nowi lekarze chcą uprawiać medycyną estetyczną? Jak wygląda zainteresowanie zdobywaniem wiedzy w tym zakresie?
Zainteresowanie jest ogromne. I to zarówno wśród doświadczonych lekarzy różnych specjalności, którzy chcą poszerzyć swoją wiedzę i umiejętności o zagadnienia związane z medycyną estetyczną, jak i młodych lekarzy, nawet jeszcze na stażu, którzy już na początku swojej drogi zawodowej chcą zdobyć takie umiejętności.
Sądzi pani, że to dobrze?
Ja zawsze uważałam, że trzeba być specjalistą w jakiejś dziedzinie medycyny, a estetykę traktować jako dodatkowy obszar działania, ewentualnie z czasem bardziej się w niej wyspecjalizować. Dla mnie bycie lekarzem to nie tylko kwestia wiedzy z czego zrobić zastrzyk, czy jaką receptę wypisać, ale umiejętność całościowego spojrzenia na pacjenta, zrozumienia jego stanu i udzielenia kompleksowej pomocy. A tego uczymy się nie na studiach, lecz podczas praktyki klinicznej, w przychodniach, obcując z pacjentami i ich cierpieniem.
Coraz więcej młodych lekarzy, zaraz po uzyskaniu PWZ, zaczyna od medycyny estetycznej, zakłada własne gabinety, traktuje to jako jedyną ścieżkę w zawodzie. Chyba widzą, że jest to opłacalne.
Prawo Wykonywania Zawodu pozwala na to każdemu lekarzowi medycyny, a w obrębie skóry twarzy i głowy także lekarzowi dentyście. I tego nie można nikomu zabronić.
Ja jestem jeszcze z tego pokolenia, które uważało, że lekarz musi się uczyć do 35-40 roku życia, często ciężko harując, bo tylko tak wykuwa się wiedza i właściwy stosunek do pacjenta. Potem ewentualnie przychodzi czas na odcinanie kuponów od tej inwestycji.
Dzisiaj wielu młodych ludzi patrzy na to inaczej, chcą szybko łączyć rozwój zawodowy z powodzeniem materialnym. I pewnie trudno im się dziwić, bo czasy się zmieniają.
Ale żeby właściwie zaopiekować się pacjentem, także tym „estetycznym”, trzeba zadbać nie tylko o jego wygląd, ale i wnętrze. A do tego potrzebna jest wiedza i doświadczenie.
Ten trend na biostymulację, o którym mówiliśmy, obrazuje takie właśnie podejście. Całościową analizę i plan działań anti-aging, a nie tylko prostą zmianę powierzchowności. To powinien być wzorzec terapii – długofalowa współpraca, plany rewitalizacyjne i zabiegowe, dbanie nie tylko o skórę, ale i o cały organizm. Mądrzy pacjenci będą poszukiwać specjalistów, którzy im to zapewnią.
Ale pacjent musi tego chcieć. Jest taka, wcale nie mała, grupa, która skacze od gabinetu do salonu, od promocji do promocji, szuka okazji do bycia modelką, za darmo lub za koszt preparatu. Oni często robią zabiegi u osób, które nie mają żadnego wykształcenia medycznego, bo to lekarskie, prozdrowotne podejście nie ma dla nich żadnego znaczenia.
A wydawałoby się, że szczególnie dla kobiet, to powinno być najważniejsze…
No właśnie, bo to przecież my chodzimy w ciąży i rodzimy dzieci, co zmienia kształt ciała i uaktywnia różne dermatozy. To my mamy burze hormonalne, zespół policystycznych jajników, okres okołomenopauzalny itd.
Jednak najczęściej, szczególnie gdy jesteśmy młode, skupiamy się na kwestiach wyglądu, zapominając, że wszystko zaczyna się w środku. Jeśli ktoś ma zespół chorób współistniejących, to nawet gdy zrobi mu się nie wiadomo jaki zabieg i tak nie będzie zadowolony, bo efekt będzie krótkotrwały lub żaden. To wyrzucone pieniądze.
Ten brak świadomości bierze się, m.in., z bałaganu, który od lat panuje w tym, co nazywamy medycyną estetyczną. Nie można tego wreszcie uporządkować?
Ba! Od ponad dziesięciu lat działamy wspólnie z dr Ewą Kaniowską, z dr Andrzejem Ignaciukiem, z Konsultantami Krajowymi ds. Dermatologii i Chirurgii Plastycznej, próbując choć trochę ucywilizować medycynę estetyczną w Polsce. Chodzimy do ministerstwa, na sejmowe komisje zdrowia, odpowiadamy na pytania. Ale lata płyną, ludzie się tam zmieniają. Więc znów chodzimy, informujemy, wyjaśniamy, pokazujemy przykłady. Opracowujemy propozycje jak można to uporządkować.
I co?
Zrozumienie sytuacji jest, nawet powiedziałabym, że duże. Ale niewiele się dzieje. A w realnym życiu jest coraz gorzej – rośnie liczba powikłań i poważnych przypadków zagrożenia zdrowia. Niby wszyscy wiedzą jak powinno być, ale dzieje się odwrotnie. Dzisiaj rosnącym problemem jest już nie to, że za zabiegi medyczne biorą się kosmetyczki, ale fakt, że robią to osoby które wcześniej nie miały nic wspólnego z pracą z ludzkim ciałem.
To co z tym zrobić?
Wydaje mi się, że jedyna droga to wyraźna regulacja prawna, określająca co, w jakich warunkach i komu wolno wykonywać oraz jakie są konsekwencje złamania prawa. Dlaczego w innych dziedzinach życia to może działać? Przecież ktoś kto ma prawo jazdy na samochód osobowy nie może wozić ludzi autobusem, nawet jeśli go sobie kupi. Więc argument, że ktoś założył salon, zainwestował w sprzęt i odbył kurs weekendowy czy on-line, jest zupełnie chybiony.
No to powiedzcie to ministerstwu zdrowia.
Ostatnio ministerstwo, po raz kolejny, zgłosiło się do Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego (PTD) z wnioskiem o opinię w tej sprawie. I myśmy jednoznacznie odpowiedzieli, że zabiegi w procedurach medycznych nie mogą być wykonywane przez osoby które nie mają odpowiedniego wykształcenia i uprawnień medycznych. Opisaliśmy też procedury zabiegowe, które muszą być pozostawione do wyłącznej kompetencji lekarzy.
Podobno rośnie zainteresowanie studiami pielęgniarskimi czy uprawnieniami ratownika medycznego.
Kosmetolożki na gwałt robią licencjaty z pielęgniarstwa, bo wydaje im się, że to wystarczy do legalnego uprawiania medycyny estetycznej. Ministerstwo się cieszy, że będzie więcej pielęgniarek, ale przecież one nie będą stały przy łóżkach pacjentów w szpitalach. Podobnie jest z ratownikami.
Trzeba wreszcie jasno rozdzielić kompetencje kosmetologa, pielęgniarki, ratownika medycznego i lekarza.
Wspomniała pani o opisie zabiegów. Kto może co wykonywać?
Takie dokumenty powstają od kilku lat. Ministerstwo zwróciło się do Prezesa PTD i Konsultanta Krajowego w dziedzinie dermatologii o przedstawienie wytycznych w zakresie wykonywania zabiegów medycyny estetycznej. Opracowywaliśmy je już w latach 2021-22. Na zlecenie KRAUM (Konferencja Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych) zespół ekspertów opracował efekty kształcenia kosmetologów, z jasnymi kryteriami tzw. umiejętności wiedzy, umiejętności praktycznych i umiejętności przystosowania społecznego. Tam jest jasno powiedziane jaki zakres kompetencji i uprawnień wiąże się zarówno z licencjatem, jak i magisterką.
To co dalej? Kiedy zacznie to wszystko obowiązywać?
Nie potrafię tego ocenić. Podstawy merytoryczne i dokumenty są. Waga społeczna problemu nie zmniejszyła się, wręcz odwrotnie. Ale jaki jest klimat, sprawczość rządzących? Czas pokaże.
Jestem jednak przekonana, że wcześniej czy później jakieś formalne regulacje muszą być wprowadzone, bo skala zjawisk negatywnych rośnie i coraz więcej osób ma poważne problemy zdrowotne będące skutkiem zabiegów estetycznych.
Jesteśmy takim dziwnym krajem, gdzie publicznie, w social mediach, reklamuje się ktoś o pseudonimie Aviator Barber, kto zaprasza na wstrzykiwanie toksyny botulinowej, czyli bardzo silnej trucizny o statusie leku. A Ania Niteczka podejmuje się wszczepiania w twarz implantów czasowych. Zaś jej koleżanka, Didi Usteczka, wstrzyknie dowolny preparat w bardzo unerwioną i ukrwioną okolicę, jaką są usta. To naprawdę woła o pomstę do nieba i państwo musi w końcu coś z tym zrobić.
No dobrze, ale często zdarza się tak, że to lekarze szkolą takie osoby. Niedawno słyszałem o szkoleniu z anatomii dla kosmetologów prowadzonym przez znanego lekarza, na kadawerach, jak na zajęciach w prosektorium, dla lekarzy. To rodzi poczucie, że ktoś jest w prawie – odbył profesjonalne szkolenie, otrzymał dyplom, więc ma prawo wykonywać takie zabiegi.
Środowisko lekarskie zajmuje jednoznaczne stanowisko w tej sprawie – jest zakaz angażowania się w szkolenia zabiegowe osób niemedycznych. Praktyka jest oczywiście różna. Słychać o różnych przypadkach, pewnie na razie nie są wyciągane poważne konsekwencje, ale to też się zmienia.
Zastanawiam się, dlaczego ludzie za własne pieniądze narażają się na poważne problemy i pozwalają na ingerencję w ciało osobom, którym na pewno nie powierzyliby leczenia chorób, czy wykonania zabiegu chirurgicznego?
Wie pan, cała ta eksplozja rynku estetycznego, coraz tańsze i łatwiejsze w obsłudze preparaty i urządzenia, wprowadziła pomieszanie obszarów i strywializowanie skutków ingerencji w ludzkie ciało. W społeczeństwie panuje ogromna niewiedza, zamieszanie i przyzwolenie na działania, które jeszcze kilka lat temu osobie myślącej nie przyszłyby do głowy. Przecież po lekarstwa, na zastrzyk, czy zabieg operacyjny, zawsze chodziło się do placówek medycznych. A dzisiaj chodzi się do kosmetyczki, fryzjera, czy nawet do umownego „garażu”.
Dlatego powtórzę, że musimy zacząć od jasnych zasad formalnych – jednoznacznego, prawnego opisania sytuacji. Potem przyjdzie czas na edukację, wdrażanie tych zasad. I egzekwowanie odpowiedzialności. Przecież ze społecznego punktu widzenia to jest chore, że ktoś, z bezmyślności czy dla oszczędności, idzie do „garażu” na ostrzyknięcie kwasem hialuronowym, potem dochodzi do martwicy, zagrożenia ślepotą, i wtedy biegnie się do lekarza, do szpitala, żeby ktoś inny nas ratował. Oczywiście za publiczne pieniądze.
Wracając do waszego środowiska – wkrótce w Sopocie odbędzie się kolejna, organizowana przez was, Innowacyjna Akademia Medycyny Estetycznej. Można w tej dziedzinie powiedzieć jeszcze coś nowego i ciekawego?
Oczywiście! Na IADE będzie się działo i to dużo! To piąta, jubileuszowa konferencja, na której zamierzamy poruszyć wiele aktualnych kwestii.
Jedną z nowości jest sesja przygotowywana przez młodych rezydentów, pod nadzorem merytorycznym lekarzy specjalistów, omawiająca ich punkt widzenia, problemy związane ze zgłębianiem medycyny estetycznej.
Mówiliśmy już, że to dziedzina interesująca dla młodych lekarzy…
To wyraźny trend, dlatego ważne jest by mogli oni poczuć o co w tym wszystkim naprawdę chodzi, jakie są ścieżki rozwoju, kształcenia, oczekiwane w środowisku podejście do pacjentów i standardy pracy.
Wykład inauguracyjny przeprowadzi nie lekarz, ale profesor sztuk pięknych, który będzie mówił o pięknie twarzy okiem artysty. Potem startują sesje merytoryczne, ale nie tylko medyczne, lecz także poświęcone biznesowemu funkcjonowaniu na rynku, sprawom prawnym, reklamie, w tym w social mediach.
Podobno szykujecie też jakieś bitwy?
Batalie. Chcemy, żeby eksperci i szkoleniowcy różnych firm, siedząc razem na scenie, przekonywali do swoich preparatów i technologii. Tak będą wyglądały sesje o stymulatorach i egzosomach. To bardzo gorące tematy tego sezonu.
Dużym zainteresowaniem cieszą się zawsze pokazy przypadków i powikłania, bo to jest konkretna nauka dla wszystkich. Całą sesję poświęcimy menopauzie. To bardzo szerokie zagadnienie, więc zaprosiliśmy nie tylko dermatologów, ale i psychiatrę, psychodermatologa, ginekologa, endokrynologa. A w uzupełnieniu sesja ginekologii estetycznej, ale w tym roku wzbogacona o zagadnienia andrologiczne, bo tematy te budzą coraz większe zainteresowanie także mężczyzn.
No i mój faworyt – sesja anti-aging zatytułowana: Jak długo być młodym, pięknym i szczęśliwym? Zaprosiliśmy światowej sławy specjalistów: epigenetyka, dietetyka, psychologa i endokrynologa. Przyznam się panu, że sama jestem bardzo ciekawa tej sesji, bo, tak jak wspomniałam, uważam, że przez całe życie trzeba poszerzać wiedzę. A podejście przeciwstarzeniowe to esencja medycyny estetycznej, która daje nam coraz więcej możliwości wydłużania i poprawiania jakości ludzkiego życia.
Dziękuję za rozmowę.
Prof. dr hab. n. med. Barbara Zegarska – specjalista dermatolog-wenerolog i alergolog. Profesor i kierownik Katedry Kosmetologii i Dermatologii Estetycznej Wydziału Farmaceutycznego Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Przewodnicząca Sekcji Medycyny Estetycznej PTD, współwłaścicielka Poradni Dermatologii Estetycznej Dermatoestetica w Bydgoszczy.