Twórca nici Aptos – dr Marlen Sulamanidze, mówi po co nam medycyna estetyczna, czy nadchodzi kres nici, kiedy pigułki zastąpią zabiegi estetyczne? I jakie znaczenie ma w naszym życiu rodzina.
Zastanawiał się pan kiedyś po co ludziom medycyna estetyczna?
Życie uczy, że wygląd jest ważny dla osiągnięcia sukcesu. I to niekoniecznie bezpośrednio, ale przez to, że daje nam poczucie pewności siebie. A od tego zależy nasze zachowanie, relacje z innymi. Wpływa to na ścieżkę edukacyjną, dobór partnera, pracę jaką będziemy wykonywać. A w konsekwencji – na ocenę jakości naszego życia.
Stare powiedzenie mówi: jak cię widzą, tak cię piszą.
Właśnie. Oczywiście rozum jest w tym wszystkim najważniejszy, ale było wielu mądrych ludzi, którzy odeszli niezauważeni. A jeśli ktoś jest mądry i ma miłą powierzchowność, to szanse na sukces życiowy rosną.
Działa tu też biologia, bo przecież mniej lub bardziej świadomie zabiegamy o uznanie w oczach atrakcyjnego partnera. Najpierw z powodów prokreacyjnych, a w późniejszych latach z potrzeby tworzenia stałych związków.
No tak, wszyscy chcemy dobrze czuć się w swojej skórze i lubimy przeglądać się w oczach innych.
To naturalne, odwieczne dążenie jest przyczyną niesamowitego rozwoju i sukcesu medycyny estetycznej. Medycyna od zawsze służyła ratowaniu życia, naprawianiu uszkodzeń, leczeniu chorób. Ale niedawno poszła znacznie dalej niż dotychczasowe upiększanie i kosmetyka – w stosunkowo prosty sposób zmienia powierzchowność człowieka. Wygląd twarzy, kształt ciała. Pozwala realizować marzenia, które wpływają na życiowy sukces. Podnosi jakość życia, zmienia mentalność, daje nam większą siłę. Obrazowo mówiąc, pomaga myśleć, że jeśli nie wpuszczą nas drzwiami, to wejdziemy oknem.
Naprawdę tak to u wszystkich działa?
Motywacje i potrzeby mamy różne. Ale u większości moich pacjentów widzę taką przemianę.
Miałem kiedyś pacjentkę, która gdy do mnie przyszła była jak szara, zalękniona myszka. Poprawiłem jej nos, oczy, wygląd całej twarzy. Po kilku miesiącach znów mnie odwiedziła i stwierdziłem, że stała się zupełnie innym człowiekiem. Odważnie odmieniła swoje życie, które dotąd nie było udane. Odeszła od męża, znalazła nowego partnera, wyszła za niego za mąż, wyjechała z Moskwy do Wiednia, gdzie jej nowy mąż pracował w biurze ONZ. Dostała zupełnie nowe życie, bo otworzyła się na nowe możliwości. Głęboko wierzę, że właśnie do tego potrzebna jest medycyna estetyczna – żeby uwierzyć w siebie i dać sobie szansę na satysfakcjonujące, dobre życie.
To w takim razie jaką drogę przeszliśmy w rozwoju medycyny estetycznej?
Trzydzieści lat temu nie było żadnych małoinwazyjnych procedur zmiany wyglądu. Była tylko chirurgia plastyczna i zabiegi kosmetyczne – kremy, masaże. Do chirurgów trafiało kilka procent pacjentów, a pozostałym, którzy nie chcieli lub nie mogli poddać się poważnym operacjom, nie miał kto pomóc. Potem zaczęły pojawiły się zabiegi małoinwazyjne: głębsze peelingi, pierwsze wypełniacze, botoks i w końcu nici. Ten rozdział zapoczątkowaliśmy my.
Nici pozwoliły tej większość pacjentów, dla których nie było dotąd skutecznej oferty, na osiągnięcie konkretnych rezultatów, pożądanej korekty wyglądu, bez wielkiej chirurgii. Szybko stały się tak popularne, że można powiedzieć, iż oplotły już całą kulę ziemską.
Spodziewał się pan takiego sukcesu?
Wiele lat pracowałem w szpitalu jako prosty chirurg. Ale mam duszę wynalazcy, cały czas głowię się jak zrobić coś inaczej, lepiej. Jak przeprowadzić operację, by uniknąć powikłań, jak skrócić czas rehabilitacji? To skutkuje wieloma bezsennymi nocami, ale inaczej nie umiem…
No i pewnego razu przeczytałem w gazecie, że w Egipcie, w skórze mumii, znaleziono złote nitki. To były zupełnie gładkie, złote druciki. Zacząłem się zastanawiać po co je tam wsadzono, jak działały? Pomyślałem, że żeby oddziaływały na tkanki powinny mieć wypustki, takie haczyki, które pozwolą podciągnąć skórę. Po powrocie do domu wziąłem nić chirurgiczną, naciąłem ją skalpelem i wciągnąłem w gąbkę służącą do mycia. W jedną stronę weszła gładko, ale wyciągnąć było już trudno. Poczułem ciarki na plecach. Zrozumiałem, że odkryłem coś ważnego, bo dotąd nikt na świecie nie robił czegoś takiego.
Potem wszyłem sobie nić w skórę przedramienia. Po kilku tygodniach wszystko było w porządku, nic złego się nie działo. Poprosiłem więc o zgodę na kolejne eksperymenty osoby, które mi ufały – żonę, zaprzyjaźnioną pielęgniarkę. I tak się zaczęło.
Wówczas zupełnie sobie nie wyobrażałem, jak to zmieni moje życie, wpłynie na los mojej rodziny, no i że da początek nowej gałęzi estetyki – technologii nici liftingujących. Ale jak idea się rozniosła zaczęto mnie zapraszać na całym świecie. Dwa-trzy razy w miesiącu gdzieś leciałem, dawałem wykład i robiłem pokazowe zabiegi. Żona mówiła: Boże, czy ja wyszłam za chirurga, czy za lotnika?
Nie sądzi pan, że czas fascynacji nićmi powoli mija? Dziś modna jest biorewitalizacja, zabiegi autologiczne…
Technologia nici ciągle się rozwija, wchodzi także w obszary o których pan mówi. Każdego roku pojawiają się nowe odmiany i nowe możliwości zabiegowe.
Najpierw były liftingujące nici nierozpuszczalne, potem pojawiły się rozpuszczalne. Potem stworzyliśmy takie nici, których efekt terapeutyczny trwa rok – dwa. Nić się rozpuszcza, ale wokół niej, w tkankach, zachodzą procesy biorewitalizacji. Pokryliśmy nici kwasem hialuronowym, dzięki czemu wokół tworzy się nowy kolagen typu II, elastyna.
Kiedyś robiliśmy na niciach takie ostre nacięcia, haczyki. Teraz robimy bardziej obłe, wyglądające jak rybia łuska, nacięcia, żeby mniej traumatyzować tkankę, a uzyskać lepszy i dłuższy efekt napięcia.
W październiku, dosłownie przed chwilą, była światowa premiera zupełnie nowych nici rozpuszczalnych, pokrytych dużą ilością kwasu hialuronowego, co fantastycznie wpływa na nawilżenie i odmłodzenie tkanek. Nazywają się Namica. Po gruzińsku namika to rosa – ta cudowna warstwa kropel wody, która ożywia całą przyrodę.
A obszary zabiegowe? Nici kojarzą się głównie z liftingiem twarzy.
Od tego się zaczęło. Ale cały czas studiujemy anatomię, fizjologię. I opracowujemy nowe, lepsze techniki zabiegowe.
Dzisiaj robimy nićmi także korektę nosa, małżowin usznych, unoszenie brwi, powiek. Ale też plastykę szyi, uniesienie piersi, poprawę wyglądu skóry całego ciała, również w strefach intymnych. I to nie tylko u kobiet, którym pomagamy leczyć nietrzymanie moczu, poprawiać napięcie pochwy, kształt zewnętrznych narządów płciowych, ale także u mężczyzn. Za pomocą nici można skutecznie korygować grubość członka. Jutro będę prowadził taki pokazowy zabieg dla lekarzy naszego kursu Master of Aptos w Warszawie.
Więc jak pan widzi nici mają mocną pozycję w medycynie estetycznej, która w najbliższych latach będzie jeszcze rosła, ale nie wykluczam, że za dwadzieścia, trzydzieści lat człowiek połknie tabletkę wpływającą na jego komórki i w ten sposób zatrzyma, a może nawet cofnie procesy starzenia. Bo przecież starzeje się nie tylko skóra, ale też kości i wszystkie organy wewnętrzne.
To jak wygląda dzisiaj wasze imperium? Jak rozwinęła się firma Aptos?
W Gruzji mamy nową siedzibę i nowoczesny zakład produkcyjny. Na naprawdę światowym poziomie technologicznym, który nieczęsto można spotkać w Stanach, czy Japonii. Mamy także nowoczesną fabrykę w Moskwie, w tamtejszej Silikonowej Dolinie, która nazywa się Skołkowo. Produkujemy tam na potrzeby rynków dawnych republik radzieckich. A w Europie i całym świecie sprzedajemy produkcję z Tbillisi i z naszej fabryki w Berlinie.
A ile wynoszą wasze obroty? Może pan podać kilka cyfr?
Wie pan, ja nie jestem biznesmenem, tylko chirurgiem, także proszę zapytać w firmie. Podają mi te różne liczby, ale szybko je zapominam, bo skupiam się na zupełnie czymś innym – na przyszłości. No i mam 76 lat, a ciągle pracuję, podróżuję, wykładam, operuję, nadzoruję badania.
Ale wiem, że mamy bardzo nowoczesne fabryki. W Tbillisi, dzięki bateriom słonecznym jesteśmy niezależni energetycznie i jeszcze sprzedajemy prąd miastu. A nasze nici dostępne są w dziewięćdziesięciu pięciu krajach świata, w których pracuje na nich cała armia doskonale wyszkolonych lekarzy.
To naprawdę niesamowity sukces, tym bardziej, że jesteście, w pełnym znaczeniu tego słowa, firmą rodzinną. Zastanawiam się, jaki wpływ ma na to gruzińska tradycja?
Chyba rzeczywiście trochę ma… Jak pierwszy raz opowiedziałem o swoim pomyśle, o nowych niciach, na konferencji lekarskiej w Moskwie, wywołało to śmiech. Wręcz zaczęto mnie w środowisku medycznym opluwać. Przyjechał jakiś Gruzin i chce nas uczyć chirurgii, plecie coś o nowym zastosowaniu nici.
I pewnie bym się wtedy poddał. Ale moja rodzina zaufała mi, uwierzyła, że to może być sukces. I okazała niesamowite wsparcie, które trwa do dzisiaj. Żona, krewni, potem znajomi włączali się, żeby pomóc.
Wie pan, że pracuję dzisiaj z moimi synami, którzy są chirurgami, mają doktoraty, wykładają na całym świecie i zarządzają firmą. Ale wtedy, na początku, dzieci były małe. Kostia miał sześć lat, chodził do przedszkola, Gieorgi miał trzynaście lat, chodził do siódmej klasy. I trzeba było jakoś wszystko to ogarnąć…
Żyliśmy na co dzień razem, oni dorastali widząc co robię, zaglądali do sali operacyjnej, pytali. Postarałem się, by dobrze nauczyli się angielskiego, bo wiedziałem, że to okno na świat, którego przede mną nikt nie otworzył. Gieorgi zaczął pomagać mi w pracach komputerowych, pisać listy, odpowiadać na pytania ze świata. Nie był taki jak wielu jego rówieśników szukających tylko rozrywek. Szybko zrozumiał, że to co robię, może być też jego pasją, ścieżką życiową. Taką samą drogę wybrał Kostia.
U nas w Gruzji dzieci mają duży szacunek do starszych, rodziców. Słuchają ich i rozumieją czego od nich oczekujemy, może bardziej niż dzieci w innych krajach. To pewnie część tej tajemnicy rodzinnego sukcesu. Składają się na nią także mocne więzi rodzinne. Od początku pomagała mi żona. Szybko zatrudniłem też siostrę żony, jej syna, swoją siostrę, jej syna i córkę i dalszych krewnych. Potem dołączyły rodziny synów i teraz Aptos to rzeczywiście w większości członkowie naszych rodzin, noszący nazwisko Sulamanidze, Adjeny.
A w międzyczasie zbudowaliście jeszcze wspólnotę lekarzy na całym świecie.
To chyba największy nasz sukces. Nie pieniądze, światowe patenty i rynki zbytu. Gdziekolwiek nie przyjadę lekarze którzy z nami pracują mówią: dziękujemy, że to wymyśliłeś, że możemy z wami pracować, rozwijać się i pomagać ludziom. Spotykamy się na szkoleniach w Gruzji i na świecie, wymieniamy uwagami i pomysłami, uczymy nawzajem. I teraz w każdym kraju do którego pojadę mam część swojej rodziny, wielkiej rodziny Aptos.
Rozmawiał: Wieńczysław Zaczek
Firma Aptos
Aptos to firma oferująca nici i metody zabiegowe przeznaczone dla: lekarzy medycyny estetycznej, chirurgów, ginekologów, urologów, laryngologów, proktologów, ortopedów. Posiada 18 światowych patentów. Produkty mają certyfikaty FDA, CE, ISO.
Firma zapewnia wielostopniową edukację praktyczną dla lekarzy – lokalnie, w każdym kraju oraz w swojej centrali w Tbilisi. Do ich dyspozycji jest m.in. Bezpłatna Platforma Edukacyjna, program wsparcia Aptos Support, aplikacja Aptos Photo.
Jest organizatorem Kongresu Kolkhida – Międzynarodowego Kaukaskiego Kongresu Chirurgii Plastycznej i Dermatologii.
Aptos w liczbach:
– ponad 300 pracowników
– ponad 300 certyfikowanych trenerów na świecie
– ponad 30 000 przeszkolonych lekarzy na świecie
– 3 fabryki (Tbilisi, Moskwa, Berlin)
– 16 biur na całym świecie
– sprzedaż w ponad 90 krajach
– ponad 18 mln euro przychodów w 2022 roku.